Dwa lata temu wrzuciłam na LinkedIn swój pierwszy post... i go USUNĘŁAM

Opublikowano w 12 października 2025 15:02

Na zdjęciu byłam ja i moja mała córeczka, która towarzyszyła mi w pracy zdalnej. Pamiętam, że pomyślałam: „To dobry początek. Pokażę kawałek mojego życia, połączę sferę prywatną z zawodową”. Myślałam, że buduję społeczność. Zamiast tego zalała mnie fala krytyki. Komentarze w stylu: „Nie dba pani o prywatność dziecka” mocno uderzyły. Usunęłam post. I, przyznam, bolało.

To było coś więcej niż nieprzychylne opinie. To była rana. Bo nikt wtedy nie wiedział, że tego samego dnia mijały tygodnie od diagnozy nowotworu. Że moja córeczka miała już za sobą pierwsze pobyty w szpitalu, zabiegi, walkę. Jej wizerunek, mimo mojej największej troski o prywatność, i tak pojawiał się publicznie — w reportażach telewizyjnych, w materiałach fundacji, w szpitalach. Nie miałam na to wpływu. A ten jeden post był moją próbą pokazania skrawka normalnego życia, chęcią podzielenia się małym, ale dla nas niezwykle ważnym momentem.

Nie wracałabym do tego, gdyby nie wiadomość, którą dostałam kilka dni temu. Ktoś napisał do mnie po moim ostatnim poście: „Nie piszę nic, bo boję się oceny. Boję się, co ludzie powiedzą”.

To zdanie uderzyło mnie w samo serce. Przypomniałam sobie ten ból i ten strach. I poczułam, że muszę o tym napisać. Bo też kiedyś się bałam. I nadal czasem się boję. Ale jeszcze bardziej boję się tego, że przez ten strach nie powiem nic. A wiem, że każda nasza historia, każdy kawałek nas, może pomóc komuś innemu. Może dać odwagę, inspirację, poczucie, że nie jesteśmy sami.

Warto być życzliwym, bo to nic nie kosztuje. Nie wiemy, co kryje się za jednym zdjęciem, za jednym postem. Za uśmiechem, za twarzą. Bądźmy dla siebie po prostu… ludźmi. Pełnymi zrozumienia i empatii.

Nie oceniajmy pochopnie. Bądźmy dla siebie życzliwi. To nic nie kosztuje.