Nowa normalność: jak choroba nauczyła nas inaczej żyć

Pamiętam ten moment, kiedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że nasze życie już nigdy nie wróci do tego, jakie było. To był zwykły poranek, jeden z tych, które kiedyś zaczynały się w pośpiechu – kawa, śniadanie, pakowanie do przedszkola. Ale tamtego dnia zamiast przedszkolnego plecaczka pakowałam torbę ze specjalnymi kremami, lekami i ubraniami z metką „100% bawełna”.

To był nasz początek nowej normalności.

Po diagnozie Mii wszystko, co wydawało się drobiazgiem, nagle stało się ważne. Jej skóra po chemii stała się tak delikatna, że wystarczył jeden dotyk sztucznego materiału, by pojawiło się zaczerwienienie. Zaczęliśmy więc od podstaw – ubrania.

Wyrzuciłam większość rzeczy z jej szafy. Te kolorowe bluzeczki, które tak lubiła, z falbankami, z cekinami, z nadrukami, które kiedyś sprawiały, że świeciła jak słońce. Teraz słońce stało się naszym wrogiem. Dosłownie. Skutki uboczne leczenia sprawiły, że musimy chronić ją przed promieniowaniem UV. Kremy z filtrem to nasz codzienny rytuał. Czapka z daszkiem i długi rękaw – obowiązkowe, nawet przy chmurach.

Pamiętam spacer, na który wyszliśmy pierwszy raz po cyklu chemii. Mia chciała iść bez czapki, chciała poczuć wiatr we włosach. Włosy… które przecież dopiero zaczynały odrastać. Powiedziałam:
– Kochanie, załóż czapkę, dobrze?
A ona spojrzała na mnie poważnie, jak dorosła:
– Ale mamo, ja chcę tylko poczuć słońce.

I wtedy pękło mi serce. Bo zrozumiałam, że to, co dla innych jest oczywistością – dla nas stało się luksusem.

Musieliśmy nauczyć się żyć inaczej. Wprowadzić nowe zasady, które czasem wydają się absurdalne, ale są konieczne. Naturalne tkaniny, delikatne pranie, środki bez zapachu. Zmiana kosmetyków, filtrów, nawet kremów do rąk. Każdy produkt to decyzja – czy nie podrażni, czy nie uczuli, czy jest wystarczająco delikatny.

Z zewnątrz może to wyglądać jak drobiazg, ale dla nas to cały świat. Bo za każdym z tych „drobiazgów” stoi coś więcej – troska. Chęć ochrony. I świadomość, że nic nie jest już przypadkowe.

Czasem tęsknię za dawną spontanicznością. Za tym, że można było po prostu wyjść z domu bez listy rzeczy do spakowania. Ale dziś rozumiem, że ta nowa normalność też ma swoje piękno.
To piękno tkwi w tym, że potrafimy docenić rzeczy, które wcześniej umykały. W ciepłej czapce, która nie drapie. W kremie, który przynosi ulgę. W uśmiechu Mii, kiedy mówi: „Mamo, już nie swędzi”.

Nie wiem, jak długo ta rzeczywistość potrwa. Ale wiem jedno – nauczyła nas uważności. Pokory wobec tego, co zwykłe. I wdzięczności za każdy spokojny dzień.

Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.